Jan Kochanowski siedzi po...
Jan Kochanowski siedzi pod lipą i cierpi, bo już od dłuższego czasu nie miał natchnienia. Wtem zobaczył unoszącą się nad nim muzę i woła: - Wena! Wena! chodźno tutaj! Weż mi coś podpowiedz, bo mnie skręci. Dzieciaki w szkole nie będą miały się o czym uczyć jak czegoś nie napiszę. Wena pochyliła się do ucha i coś zaszeptała. A Janek na to: - Spadaj, to już było! Wymyśl coś lepszego. Wena znów się nad nim pochyliła, zaszeptała, a Kochanowski znowu: - Wena nie cuduj tylko coś wymyśl, bo ci przywalę. Muza znów się nad nim pochyliła i znów zaszeptała. Na twarzy Kochanowskiego zajaśniał uśmiech i mówi: - Ty wiesz co, że to może być dobre. Z błyskiem w oku krzyczy spod lipy w stronę dworu: - Urszulka! Chodźże prędziutko do tatusia...