Dresiarz dorobił się ...
Dresiarz dorobił się majątku: miał luksusowy dom, Mercedesa z 200 watowymi głośnikami i żonę - blondynkę. Brakowało mu tylko psa obronnego. Posłał więc żonę do sklepu zoologicznego: Dzień dobry, chciałabym kupić psa obronnego... Niestsety nie mamy aktualnie psów - mówi zakłopotany sprzedawca po czym dodaje - ale mamy dzięcioła obronnego! Dzięcioła Tak, dzięcioła. Zaraz pani zademonstruję. Po czym wyszedł na zaplecze i wrócił z dzięciołem na ramieniu. Na stół, dzięcioł! - rozkazał sprzedawca i za chwilę ze stołu pozostały wióry. Na lampę, dzięcioł! - lampa po chwili była w kawałkach. Biorę go! zachwyciła się blondżona dresiarza, po czym skierowałą się do domu gdzie chciała wypróbować nowy nabytek: Dzięcioł, na stół! - dzięcioł ani drgnął... Dzięcioł, na lampę - tak samo... Wraca więc do sklepu i mówi, że dzięcioł się zepsuł. Jak to się zepsuł - pyta się zdziwiony sprzedawca. No mówię "dzięcioł, na stół" albo "dzięcioł, na lampę" i nic! Nie, nie.... nie "dzięcioł, na stół", tylko "na stół, dzięcioł". Aha Blondynka wróciła do domu powtarzając po drodze składnię komendy, a w domu czekał na nią już mąż - dresiarz: I co masz psa obronnego Nie, ale mam dzięcioła! Na ch*j mi dzięcioł!