- Jaka dzisiaj woda? - pyta Franek Kowalskiego, który łowi już od świtu. - Znakomita! Ryba ani myśli z niej wyłazić.
Kowalski zagaduje starego wędkarza: - I co, biorą? - Biorą panie, biorą... Dzisiaj wszyscy biorą, tylko nikt nie chce się dać załapć...
-I co, biorą, panie Nowak? - pyta Franek. - Biorą, biorą. Wczoraj teczkę mi zabrali, a dzisiaj już rower...
- Czemu łowisz ryby na ser, a nie na robaki? - pyta Franek Kowalskiego. - Bo jak ryba weźmie, mam na kolację rybę, a jak nie weźmie, to mam ser.
Kowalski siedzi nad rzeką i nerwowo przekłada wędkę z ręki do ręki: - Gdyby wędkarstwo nie uspokajało nerwów, to bym zaraz to rzuci!
Przychodzi wędkarz nad jezioro. Wycina przerębel i zarzuca wędkę. Mija godzinę i nic. Dupa mu zmarzła, wnet przychodzi drugi wędkarz, obok niego wycina przerębel i zarzuca wędke. Po chwili: jedna rybka, druga, trzecia... Ten pierwszy wkurzony mówi: - Ja już tu jestem godzinę, dupa mi zmarzła, nic nie złowiłem, a ty sobie tu przychodzisz i po chwili złowiłeś tyle ryb. Jak to robisz?! - Łołałumłae młemłe! - Co?! - Łołałumłae młemłe! Cooo?!!! Ten drugi wypluwa co ma w ustach i krzyczy: - Robaki muszą być ciepłe!
Czy wiecie jakie zboże rośnie w Wąchocku? - Jak słupy telegraficzne! Nie, nie tak wysoko. Tak rzadko!
Jak się zapładnia krowę w Wąchocku ? - Kupuje się dwie pary wrotek, prowadzi krowę na pagórek zakłada jej wrotki i popycha... Sama się wypier...
W Wąchocku kury zastrajkowały, bo nie lubią jak się jaja z nich robi.
- Czy wiecie jak duży nos ma córka sołtysa? - Może spokojnie palić papierosa pod prysznicem nie martwiąc się, że jej zgaśnie.