Boryna śpiewał w chórze, ale tylko partie solowe.
Wieś była samowystarczalna: kobiety dostarczały mleka, mięsa i skór.
Wsiada punk do autobusu, na głowie ma irokeza a na nogach glany. W tym momencie wstaje zatroskana starsza pani i łagodnym tonem przemawia do punka: - Usiądź synu bo widzę, że jesteś po chemioterapii i nosisz buty ortopedyczne.
W pogotowiu ratunkowym dzwoni telefon: - Panie doktorze, proszę przyjechać, synek połknął otwieracz do butelek... - Zaraz będę. A co państwo zrobili do tej pory? - Otwiaralim o framuge.
Rozmawiaja owoce egzotyczne. - Jestem kiwi. Co każdego ożywi. - Jestem cytryna. Lubi mnie rodzina. - Jestem marakuja.. yyyyy... nie wiem, co powiedzieć...
- Cześć Rysiek. Wiesz co, nie chcę, żebyś do nas więcej przychodził. - Jak to, co się stało? - No nie, po prostu nie przychodź. - Ale co się stało, do cholery? - Jak byłeś u nas ostatnio, to zginęło nam 150 złotych. - Chyba nie myślisz, że to ja? - No nie, pieniądze się znalazły, ale wiesz, niesmak pozostał.
- Mamooooooo, a czemu tatuś chce z balkonu skakać? - Nie mam pojęcia, synku. Doprawiałam mu rogi a nie skrzydła.
Ojciec ogląda zeszycik synka: - Czemu, kurteczka, tak nierówno literki piszesz?! - To nie literki tatulu, to nuty.
- Kocham Cię! Ty mnie też? - Tak, Ciebie też!
Hrabia: - Janie, czy u nas w ubikacji są dwa sznurki, czy jeden? - Jeden. - W takim razie znowu załatwiłem się pod zegarem.