Pewnego razu, w przedwojennej Warszawie zdarzyło się, że pokłócili się ze sobą dwaj Żydzi - pan Katz z panem Rosenkrantzem. Pokłócili się oni tak bardzo, że sprawa znalazła swój finał w sądzie. Tenże sąd po rozprawie wydał werdykt przyznający rację panu Rosenkrantzowi. Orzeczono karę - pan Katz miał przeprosić publicznie pana Rosenkrantza. Publiczne przeprosiny miały odbyć się w mieszkaniu tego drugiego. W umówiony dzień zebrali się świadkowie w mieszkaniu Rosenkrantza. Wszyscy, włącznie z gospodarzem czekają niecierpliwie na przybycie Katza i złożenie przezeń oficjalnych przeprosin. Wreszcie jest! Pukanie do drzwi, otwiera je Rosenkrantz, za drzwiami stoi Katz i tak oto mówi: - Dzień dobry szanownemu panu. Czy tutaj mieszka krawiec Goldberg? - Nie! Goldberg mieszka piętro wyżej - Aaaaa, to ja Pana w takim razie bardzo przepraszam!!!
Nauczyciel wezwał Szwarcmanową do szkoły i mówi do niej: - Pani Szwarcmanowa ten pani Mosze, to strasznie brudny jest... - Jaki on brudny? Sama go myłam. Nauczyciel wziął chusteczke, skropił woda kolońską i przetarł nią szyję Moszka. Chusteczka zrobiła sie szara od brudu. - No i co, pani Szwarcmanowa? - Phy, chimicznie to każdy potrafi!...
Pewien stary żydowski swat zapoznał kiedyś młodego człowieka z wielce urodziwą panną, która to panna bardzo mu się spodobała. Młody zaprosił ją więc do kawiarni, a potem do teatru. Na drugi dzień rano któryś z przyjaciół zapytał go, kim jest dla niego owa niewiasta, z którą widziano go poprzedniego wieczora. Młody człowiek oświadczył z dumą, że jest to jego narzeczona. Jego przyjaciel zaczął się śmiać, że chyba zwariował, albowiem z ową niewiastą żyło już pół miasta. Zrozpaczony młody człowiek udał się z pretensjami do swata. Swat wysłuchał go uważnie, po czym - wcale nie zbity z pantałyku - stwierdził autorytatywnie: "Tyż mi miasto! Tylko pięć tysięcy mieszkańców".
Chaim Kohn patrząc na obraz "Święta rodzina": - Dachu nad głową nima, łóżek nima, na pieluchy nima, ale się przez Siemiradzkiego dać namalować - jest!!
Spotykają się dwaj starsi Zydzi - Mosze Nissenbaum umarł. Idziesz na pogrzeb? - Czemu mam iść? On na mój przyjdzie??
Na dworcu w Warszawie spotykają się dwaj konkurujący ze sobą żydowscy handlarze drewnem. - Gdzie jedziesz? - Do Łodzi - Jak mówisz, że do Łodzi, to znaczy że do Lwowa. Przypadkiem wiem jednak, że faktycznie jedziesz do Łodzi. Pytam się więc ciebie: Po co kłamiesz?
W restauracji, w wielkim przemysłowym mieście, toczy się w żydowskim towarzystwie dyskusja na temat małżeństwa. - Małżeństwo to instytucja zdrowotna - mówi lekarz. - Małżeństwo to mniejsze zło - zauważa prawnik. Młody student twierdzi z zachwytem: - Małżeństwo to przecież spokojna przystań, na której spotykają się dwa okręty. Milczący dotychczas szef restauracji wzdycha głęboko: - Niestety, niektórzy natknęli się na okręt wojenny!
Amerykański bankier, Weintraub pragnąc wydać za mąż swoją nie pierwszej już młodości córkę, mówi do niej: - Rachel, kiedy dziś wieczorem przyjdzie Aaron, usiądź przy sejfie z pieniędzmi. Na jego tle wyglądasz o wiele młodziej.
Salcia na łożu śmierci zwraca sie do męża! - Mojsze, obiecaj mi, że jak ja umrę, to na mój pogrzeb pójdziesz pod rękę z moją mamą. - No skoro taka jest ostatnia Twoja wola, to zrobię to, ale musisz wiedzieć moja droga Salciu, że przez to to ja radości z tego pogrzebu mieć nie będę.
Chodzący rozum - Powiedz mi, gdzie siedzi rozum? - pyta nauczyciel małego Laiba. - On wcale nie siedzi - odpowiada rezolutnie uczeń. - No to gdzie jest? - dziwi się nauczyciel. - On chodzi za interesami - tłumaczy Laib. - Za interesami? Dlaczego? - Bo jak by on tylko siedział, to on by nie był żaden rozum - wyjaśnia mały filozof.